Szukaj na tym blogu

niedziela, 18 maja 2014

Włosy są dla mnie, a nie ja dla włosów! | Keratynowe prostowanie Encanto

Jak pisałam w ostatnim poście, zdecydowałam się na keratynowe prostowanie włosów, tzw. Encanto. Nieudolnie wykonane "amerykańskie fale" u fryzjera skłoniły mnie ostatecznie do zrezygnowania z usług rzekomo profesjonalnych salonów i wzięłam sprawy w swoje ręce :) Jakby zmian na jeden dzień było mało, dosłownie przed chwilą obcięłam (z pomocą mojej kochanej współlokatorki M.!) "trochę" włosów. Co z tego wyszło? Sami zobaczcie.... :)

Stan moich włosów do 26 kwietnia był bardzo dobry, wręcz powiedziałabym, że były one "łatwe w obsłudze" aż do znudzenia. Najczęściej zdarzało mi się je obciążać, bo uwielbiam treściwą, bogatą pielęgnację, a moje niskoporowate i zdrowe włosy już nie potrzebowały aż takiej troski, jak kiedyś. Czułam chęć jakiejś zmiany, trafił mi się kupon z zakupów grupowych na tzw. amerykańskie fale i przepadłam! Efekty możecie "podziwiać" w poprzednim poście Amerykańskie fale - czyli jak pokochałam swoje proste włosy. Nie będę się więc powtarzać. Generalnie były spuszone, suche, okrutnie się plątały, a loki... pominę milczeniem. Moje koleżanki komentowały moje włosy w klimatach "co oni Ci zrobili" :P Czytałam, że aby bezpiecznie i skutecznie "pozbyć się" efektu kręconych keratyną włosów, należy wykonać właśnie prostowanie keratynowe. Nawet olejowanie, żel lniany, maska Alterry z granatem i silikonowe serum niewiele pomagały! Rozczesywanie tych kudłów było jedną wielką udręką, a i tak ostatecznie zostawałam z wielkim kołtunem na spodniej warstwie włosów. Także w akcie desperacji zamówiłam w środę na All. zestaw do keratynowego prostowania Encanto, w piątek paczka przyszła i dzisiaj, z moją CUDOWNĄ fryzjerką-amatorką M. (buziaki, jeśli to czytasz!), postanowiłyśmy uratować moje włosy.

Nie robiłam fotek zestawu, bo internet się od nich roi, zresztą są to zwykłe plastikowe, półprzezroczyste buteleczki z etykietkami, na których zapisano m.in. nazwę produktu i informację o konieczności zużycia w ciągu 3 miesięcy od daty otwarcia. Na moje Encanto składały się 3 buteleczki (odlewki z oryginalnych opakowań):
  • 50 ml szamponu oczyszczającego (Claryfying Shampoo)
  • 75 ml keratyny (ilość na moje włosy w sam raz, żeby nakładać i się nie stresować. Po nałożeniu na włosy, jakieś 10 ml jeszcze zostało w miseczce, ale postanowiłyśmy i tak to zużyć, bo co zrobić z taką ilością)
  • 50 ml odżywki (Post-Treatment Conditioner)
Przed użyciem czegokolwiek z zestawu, zrobiłam szybki test uczuleniowy. Naniosłam po kropli preparatu keratyny oraz odżywki kolejno na skórę za prawym i za lewym uchem i odczekałam około 15 minut. Nie zaobserwowałam niepokojących objawów, więc uznałam zabieg za bezpieczny dla mnie.
Zabieg NALEŻY wykonywać w dobrze wentylowanym pomieszczeniu. Używamy maseczek ochronnych na twarz (chirurgicznych) oraz rękawiczek. W przypadku wrażliwych oczu (jak moje), przydaje się mieć w pogotowiu wilgotny ręcznik, który przykładamy w razie potrzeby do oczu. Niestety, ale keratynowe prostowanie włosów to nie zabawa, to chemiczny produkt, który używany niewłaściwie, może nam zaszkodzić. Nie mniej jednak używany ostrożnie i zgodnie z zaleceniami, daje naprawdę dobre rezultaty, które są warte poświęcenia się nawet ten raz na kilka miesięcy, jeśli potrzebujemy to powtórzyć.
Zaczęłam od umycia włosów szamponem 3 razy. Niby oczyszczający, ale włosy nie były po nim jakoś bardziej przesuszone niż po zwykłych SLS-owych szamponach.  
Następnie na osuszone ręcznikiem włosy nakładamy pędzelkiem keratynę, pasmo po paśmie (jak farbę), zachowując 1-2 cm odstępu od skóry głowy. Jest to ważne, aby uniknąć podrażnienia skóry, a także pośrednio unikamy tzw. przyklapu, chociaż mamy nad tym pewną kontrolę również później, na etapie prostowania włosów :)
Po odczekaniu 15 minut od nałożenia keratyny, suszymy włosy ciepłym (ani zimnym, ani gorącym) nawiewem aż do całkowitego wysuszenia włosów. Jest to dość trudny etap, bo podczas suszenia wytwarzają się niewidoczne opary, które drażnią oczy, a dodatkowo włosy nasiąknięte keratyną, straasznie długo schną (u mnie) i na dodatek zbijają się w strąki (też nie wiem, czy to tylko tak u mnie, ale nie rozczesywałam włosów, żeby nie wyczesywać niepotrzebnie preparatu). Jak już jestem przy preparacie-zbiera się na włosach w formie różnych paproszków, włosy wyglądają trochę jak zakurzone. Osad również widać później na prostownicy czy szczotce. To normalne.
Całkowicie suche włosy dzielimy na wąskie pasma i dokładnie prostujemy 6-7 razy prostownicą rozgrzaną do 215-230C. Spotkałam się również z nieco innymi przedziałami temperaturowymi, ale ja trzymam się tego, co mam napisane w mojej instrukcji. Swoją prostownicę ustawiłam na 230C. Wolałam nie ryzykować gorszego efektu, a i tak planowałam podciąć włosy, więc nie bałam się ewentualnych zniszczeń, których ostatecznie nie zaobserwowałam :)
Znowu myjemy włosy. Tym razem zrobiłam to już tylko raz, nie było to określone chyba nawet w instrukcji, poza tym i tak już zaczynało się "schodzić" z tym zabiegiem.
Nakładamy odżywkę z zestawu, w taki sam sposób, jak nakładaliśmy keratynę. Używanie odżywki do innych celów, niż zabieg prostowania włosów, jest niewskazane. To NIE jest zwykła odżywka. Zachowuje się bardzo podobnie do preparatu keratynowego.
Suszymy włosy suszarką. Opary są chyba jeszcze gorsze, niż wcześniej... Przydaje się bardzo maseczka i wilgotny ręcznik przy oczach.
Powtarzamy etap prostowania włosów, zupełnie jak w poprzednim etapie z keratyną. Aby lekko wymodelować włosy i uzyskać efekt uniesionych włosów u nasady, możemy prostować pasma, kierując je w górę (lub gdziekolwiek chcemy, żeby się układały). Nie wiem, na ile to się utrzymuje na dłuższą metę, bo jeszcze nie myłam po zabiegu włosów.
UWAGA. Instrukcja zaleca zmycie 50% odżywki. Ja tego nie zrobiłam. Spotkałam się w kilku miejscach z opinią, że efekty dłużej się utrzymują, jeśli tego nie zrobimy, więc wybrałam tę opcję. Włosy nie są tłuste, jedynie lekko oklapnięte ze względu na sporą aktywność prostownicy :) Także zobaczymy później, jak to będzie, ale na razie uważam, że zrobiłam dobrze.
Instrukcja również nie stawia ograniczeń w kwestii mycia włosów, ale praktycznie wszędzie spotkałam się z 48h nie myciem włosów, jak również po moim kręceniu też miałam takie zalecenie. Tak więc moje włosy umyję najwcześniej jutro, ale jeśli nie będą zbyt płaskie i ogólnie do pokazania w poniedziałek, to może się wstrzymam jeszcze dłużej.

Teraz szybciutko przejdziemy do zdjęć, bo to jest chyba to, co tygrysy lubią najbardziej :)

Takie mniej więcej miałam sianko przez ostatnie 3 tygodnie.
Widać cudowne "amerykańskie fale", heh.


Kilka dni temu nawet zastosowałam nawilżający, zmasowany atak przy pomocy oleju na noc, maski Alterra z granatem wymieszanej z rosyjskim balsamem tureckim jako pierwsze O w metodzie OMO, M - szampon Alterra do włosów suchych, drugie O - odżywka Dove Nourishing Oils. Na koniec jedwab Marion i spray Gliss Kur żółty. Poprawa? Minimalna, z Dove udało mi się poszarpać... przeczesać włosy pod prysznicem i w sumie tyle. Były jedynie nieco bardziej miękkie, ale wciąż zachowywały się, jakby były przeproteinowanymi wysokoporami. Straszne. Ble. Co oni wam zrobili... :(
A teraz uwaga, efekty PO. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia przed, ale macie mniej więcej jako takie wyobrażenie po zdjęciu, moich opisach oraz poprzednim poście, który zalinkowałam wyżej.

Bez lampy

Z lampą
Jak dla mnie efekty świetne. Z puszącego się kołtuna otrzymałam moje dawne proste, błyszczące włosy. Na tych zdjęciach i tak nie błyszczą tak, jak zazwyczaj, bo nie zmyłam odżywki. Jest i tak NIEŹLE. Końcówki niestety tak na poziomie 10 cm tragiczne. Nie widać tego na zdjęciach, ale nawet po całym zabiegu, wciąż się plątały wręcz do supłów i wyglądały ewidentnie na zniszczone, były spuszone (chociaż prostownica i tak je wygładziła, co widać na zdjęciach). I tak planowałam ściąć włosy, więc jak mówiłam, tak zrobiłam :D

Jak ścinałam kucyk, dopiero zobaczyłam, jak gęste mam włosy!
Z tych włosów byłyby cudowne, grube pędzle...
Haha serio, testowałam na twarzy :D
Najpierw związałam włosy z tyłu w najgładszy, jaki się tylko dało, kucyk (w 3 miejscach) i stopniowo, krok po kroku, cięłam włosy. Najpierw poszły włosy na poziomie pierwszej gumki, a później kolejna, druga gumka wylądowała w zlewie... Myślę, że łącznie z poprawkami (znowu pozdrawiam M. :D), poszło zdrowo 20 cm włosów.

Bez lampy
Z lampą; mogą wydawać się nierówne, ale każdy ruch głową sprawia,
że włosy układają się naturalnie, po swojemu. Bardzo mi się to podoba :)
Chociaż ostatnie moje cięcia były robione maszynką, to jednak
te wykonywane nożyczkami mają swoisty urok


Z lampą, następnego dnia (niedziela)
Czuję się po tych wszystkich zmianach lekko i tak, jakbym znowu odzyskała kontrolę nad swoimi włosami :) Teraz tylko czekam do pierwszego mycia, bo jestem ciekawa, czy takie świetne efekty pozostaną ze mną, czy to może jednak tylko magia prostownicy. Po tym beznadziejnym kręceniu nie ufam keratynie... :D Moim nowym celem jest od dzisiaj zapuszczanie włosów i oczywiście utrzymanie ich w dobrej formie jak najdłużej. Jak najdalej będę również trzymać moje włosy od fryzjerów. Oprócz dobrych cięć w pewnym salonie w moim rodzinnym mieście, spotkało mnie ramach usług przeróżnych fryzjerów (i wcale nie tych tańszych, wręcz przeciwnie) zbyt wiele rozczarowań. Zbyt wiele pieniędzy i obietnic bez okrycia, zbyt wiele ignorancji, braku wiedzy na temat pielęgnacji włosów. Moje nożyczki dzisiaj przeszły prawdziwy chrzest bojowy i jestem z nich zadowolona, także... Życzcie mi, abym musiała używać ich jak najrzadziej, ale jednak zawsze samodzielnie, ewentualnie z pomocą innych, nie-fryzjerów ;)
 Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. Włosy masz piękne i bardzo lśniące. Obserwuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. hm, jakoś nigdy nie przemawiała do mnie woda brzozwa z isany, dużo lepsza jest z glorii ; ) tak na pocieszenie, odżywka z isany z olejkiem babassu to był u mnie niewypał podobnie jak wersja niebieska, także może jednak jest szansa, że Ci podpasuje, mimo, iż olejku arganowego nie-za-bardzo : )

    + teraz Twoje włosy wyglądają pięknie, ja bym się w życiu nie zdobyła na to, żeby ciachnać z 20 cm, ostatnio fryzjer mi obciął na dużo i płakałam jak dziecko cały dzień ;D no ale wiadomo, nie miałam tego w planie i wziął mnie z zaskoczenia ;d
    powodzenia w zapuszczaniu tych błyszczących, ślicznych włosków : ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, to samo Ci nie podpasowało, co i mnie. To może jednak spróbuję, jeśli rzuci mi się gdzieś w oczy. W końcu 5zł jeszcze nie majątek :D

      Ja kiedyś też ścięłam dużo, wracam do domu dumna sama z siebie, a moja mama w wielkim szoku zaczęła mnie ochrzaniać - co Ty zrobiłaś??? Też płakałam wtedy, ale potem emocje opadły i wszyscy się przyzwyczaili, wręcz zmiana się spodobała, a włoski dalej rosły... :) Jednak nie zawsze też trzeba aż takiej dużej zmiany, czasem niewielkie cięcia wystarczą, a przy zapuszczaniu każdy centymetr na wagę złota :D

      Usuń
  3. Wspaniałe są teraz i lśniące - gratuluję dobrej decyzji choć wiem, że pewnie było ciężko :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to nie aż tak ciężko, bo wiedziałam, że jakieś 10 cm i tak muszę ściąć, bo nic ich nie zregeneruje. Za to kolejne centymetry to już było pójście na żywioł - dawno nie miałam tak krótkich (jak na mnie) włosów, więc postanowiłam spróbować. Żeby potem mnie nie kusiło znowu więcej ścinać, jak już nieco zapuszczę :) Jestem mega zadowolona.

      Usuń
  4. trochę kusi to encanto, zwłaszcza, że ostatnimi czasy moje włosy są jakieś ... puchate. boję się tylko, że po wykonaniu zabiegu zaczną mi się kruszyć ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po zabiegu dużo obcięłam z długości, więc nie wiem jak to by było, gdybym nic nie ścinała. Zniszczone miałam jakieś 10 cm, resztę ścięłam, bo chciałam :) Ale widziałam przed cięciem, że zniszczona partia włosów niewiele zyskała - jedynie wygładzenie puszenia. Moim zdaniem mocno uszkodzonych włosów nic nie naprawi, pozostaje jedynie ścięcie. Encanto polecam włosom kręconym, niesfornym, nielubianym jako kręcone (i przez to często nieumiejętnie pielęgnowanym) lub prostym, ale puszącym się czy ogólnie z problemami z układaniem się, gdy używamy często prostownicy. Jako ratunek dla zwyczajnie zniszczonych włosów - nie polecam, niewielkie problemy tak, ale rozdwojone i kruszące końcówki dalej takie będą i nic tego nie zmieni.

      Usuń

"Za każdym nickiem kryje się imię, za imieniem kryje się człowiek, a za każdym człowiekiem - uczucia. Szanujmy się nawzajem w sieci!"